Jak na diagnozę zareagowały szkoła Pawła i przedszkole Tomka?
W obydwu przypadkach mięliśmy dużo szczęścia, placówki były otwarte na to, by podjąć się opieki nad diabetykiem, nauczyciele chcieli się przeszkolić. Nam zależało na tym, żeby Paweł mógł jeść w szkole obiady, które uwielbiał. Spotkaliśmy się z paniami z kuchni, były bardzo przejęte i odpowiedzialnie podeszły do zadania. Mimo że codziennie wydają ponad 600 obiadów, tak się zorganizowali, żeby Paweł zawsze dostał swoją odważoną porcję.
Od 4 lat to działa, syn zjada na obiad 5 WW, jeśli tylko sam nie popełni jakiegoś grzeszku, to wszystko jest w porządku. Paweł miał też możliwość wprowadzenia swoich kolegów z klasy w problem cukrzycy, zaprezentował im film, który pomógł im zrozumieć tę chorobę i pokazał wszystkie swoje „gadżety”. Dzieci przyjęły to bardzo dobrze. Momentem przełomowym była wyprawa całą klasą na basen – tam Paweł jednym nakłuwaczem wszystkim zmierzył cukier.
Koledzy byli zachwycenia, a rodzice na szczęście potraktowali ten incydent wyrozumiale. Teraz koledzy sami przypominają Pawłowi o pomiarach. Bardzo podobnie zachowało się przedszkole, panie opiekunki skorzystały z profesjonalnych szkoleń w Centrum Zdrowia Dziecka. Oczywiście w przypadku Tomka jesteśmy w częstszym kontakcie telefonicznym z Paniami w przedszkolu, Paweł który właśnie skończył szkołę podstawową radzi sobie samodzielnie.
Wasze życie na pewno zmieniło się bardzo. Jak natomiast cukrzyca wpłynęła na chłopców?
Synowie są zupełnie różni. O ile starszemu zdarza się pytać „dlaczego ja”, o tyle młodszy nigdy nie skarży się z powodu choroby. Obydwaj są szalenie karni, nie podjadają, zawsze pytają, czy mogą coś zjeść. Nie rywalizują ze sobą, raczej się wspierają, choć oczywiście, jak to w rodzeństwie, czasami prawią sobie złośliwości. My od początku wpajaliśmy im, że cukrzyca to nie jest żaden wstyd. Nie wyobrażam sobie, żeby mieli kontrolować glikemie w toalecie czy potajemnie przyjmować insulinę. Staramy się, żeby żyli jak ich rówieśnicy.
W wielu aspektach to się udaje – wspólnie wyjeżdżamy na wakacje, jeżdżą na nartach, obecnie są sami na koloniach, w ciągu całego roku towarzyszy im sport. Ale to wszystko kosztuje sporo wysiłku, szczególnie nas rodziców. Od czterech lat nie przespaliśmy spokojnie żadnej nocy, bo kontrolujemy chłopakom cukry.
Cukrzyca u dzieci wiąże się z koniecznością czuwania i nadzoru rodziców. Młodszy zupełnie nie potrafi jeszcze rozpoznać niedocukrzenia, starszy rozpoznaje tylko w ciągu dnia. Kiedy śpią są zdani na nas. Od ponad pół roku ratuje nas system FreeStyle Libre, który bardzo poprawił komfort życia chłopców i ich samokontrolę, ale też nam bardzo ułatwia zadanie.
Opowiedz, jak FreeStyle Libre sprawdza się w Waszym codziennym życiu?
Odkąd mamy FreeStyle Libre nocna samokontrola jest znacznie łatwiejsza. Może odbywać się w półśnie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Szybko skanujemy dwa sensory i jeśli wyniki są prawidłowe, nie rozbudzając się do końca, wracamy spać. Wcześniejsze tradycyjne pomiary były bardziej angażujące, trwały dłużej, trudniej było po nich szybko zasnąć, co potęgowało nasze ogromne zmęczenie. Cenimy Libre za łatwość pomiarów, nawet nasz młodszy syn bez problemów skanuje sobie cukier i coraz lepiej mu idzie odczytywanie cyferek na wyświetlaczu.
Oczywiście sprawdzaliśmy precyzję tych pomiarów i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że są bardzo precyzyjne. W przypadku młodszego syna, który w żaden sposób nie komunikuje, że cukier jest nieprawidłowy, Libre pozwala nam czuć się bezpiecznie. Kiedy np. jesteśmy w domu, Tomek się bawi, skanuję jego cukier, kiedy tylko jestem w pobliżu. Bez nakłuwania mu palca, bez odrywania go od zabawy. W przypadku starszego syna, który powoli staje się niezależnym nastolatkiem, Libre pokazuje mi, jak faktycznie wyglądały jego cukry w ciągu dnia.
Zdarza się, że Paweł wychodzi rano do szkoły i przez cały dzień nie dzwoni, widzimy się dopiero wieczorem. Nie muszę go szczegółowo „maglować”, jakie miał cukry, bo mam je czarno na białym na wykresie. Mam nadzieję, że dzięki temu czuje się mniej osaczony tą chorobą, której jakby nie było, jest w naszym domu sporo. Ostatnio testowaliśmy system na nartach. Chłopcy jeździli w swoich grupach wiekowych, instruktorzy bez problemu skanowali cukry, a my leżeliśmy w hotelu z anginą (śmiech).
Jak wyglądała wasza samokontrola przed FreeStyle Libre?
Zawsze bardzo dbaliśmy o wyrównanie chłopaków. Jest to bardzo ważne w przypadku cukrzycy u dzieci. Często mierzyliśmy im cukier, szczególnie u Tomka, który zachorował mając 3,5 roku. Wychodziło tego około 20 pomiarów na dobę. W nocy, chcąc odciążyć palce u rąk, kłuliśmy palce u stóp. Chłopcy wprawdzie się nie budzili, ale dla mnie było to bardzo bolesne. Ich opuszki palców były w opłakanym stanie, ale nie było wyjścia.
Trzeba mierzyć, choćby serce krwawiło. Tak robiliśmy, ale było to okupione większym stresem i bólem u chłopców. Co ważne, odkąd mamy Libre, cukry powyżej 250 mg/dL praktycznie się u nas nie pojawiają. Wgląd w to, jak kształtuje się glikemia w ciągu całego doby bardzo pomaga ustawić dawki insuliny. Wykresy obrazujące glikemie u chłopców są teraz wypłaszczone i mamy z tego powodu ogromną satysfakcję.